
Przemysł I i jego syn Przemysł II to mieli dopiero pecha choć trzeba przyznać, że owo wielkie nieszczęście zaczęło się już po ich śmierci. W Poznaniu mamy bowiem Wzgórze Przemysława, zbudowano Osiedle Przemysława i – co nas najbardziej interesuje – założono klub sportowy pod nazwą “Przemysław”. Choć trudno będzie nam dziś dociec na cześć którego z Przemysłów kopie się tu dziś piłkę to jedno jest pewne – to zadanie i tak jest daremne. Przed państwem Przemysław Poznań.
Wszystko zaczęło się od Fabryki Maszyn Żniwnych, wymyślonej w Polsce, zaprojektowanej w Moskwie i zbudowanej na początku lat pięćdziesiątych minionego stulecia w Poznaniu. W czasach głębokiego stalinizmu, gdzieś na polach między Ratajami a Starołęką zaczął wznosić się w niebo olbrzymi zakład, który na radzieckich maszynach, na radzieckich licencjach i nierzadko na radzieckich częściach słał do setek PGR-ów tysiące snopowiązałek, wyrywaczy lnu, kosiarek, pras stacjonarnych i różnych innych urządzeń przydatnych na roli. Efekty pracy poznańskich robotników pomagały rolnikom od Wielkopolski po Tiranę, od Jugosławii i NRD po azjatyckie ziemie Związku Radzieckiego. Fabryka w szczytowym okresie zatrudniała blisko trzy tysiące robotników. Nic więc dziwnego, że kwestią czasu było powstanie przy niej klubu sportowego.
Plan Sześcioletni, czyli budujemy nowy klub
Stal, bo taka była pierwsza nazwa dzisiejszego Przemysława powstała w 1952 roku. Oprócz piłkarskiej posiadała też sekcje szczypiorniaka i siatkówki. W 1955 roku piłkarze zgłosili się do rozgrywek ligowych, aby po roku uzyskać pierwszy w historii awans i właściwie do roku 1970 nie działo się w tej drużynie nic wartego jakiejś szczególnej uwagi. Jednak właśnie wtedy Przemysław zwyciężył w rozgrywkach Ligi Okręgowej i uzyskał awans do III ligi. Grał tam, co prawda, zaledwie sezon, ale mierzył się między innymi z Lechem Poznań i Lechią Gdańsk. Ze składu tamtej drużyny warto przyjrzeć się obrońcy, Hieronimowi Barczakowi, który na krótko trafił tu z miejscowej Polonii a w Poznaniu znany jest przede wszystkim z występów w Lechu. Barczak miał okazję wpaść w oko trenerom Kolejorza nie tylko w spotkaniach o ligowe punkty. Obie drużyny często w tamtych czasach grały ze sobą towarzysko. Koniec końców, defensor trafił do Lecha i spędził w nim czternaście sezonów. Przy okazji ustanowił kilka klubowych rekordów. Ma najwięcej rozegranych meczów ze wszystkich piłkarzy Lecha Poznań – 367. Wystąpił w 167 kolejnych meczach ekstraklasy, co jest jak do tej pory trzecim wynikiem w historii.
Wróćmy jednak do Przemysława. Klub miał swoje boisko, można powiedzieć, na zakładowym dziedzińcu. Murawa była równa jak stół, do utrzymania jej idealnego stanu niczego w klubie nie brakowało. Wszak wszystkie przyrządy potrzebne do jej pielęgnacji produkowano kilka kroków dalej. Sielanka nie trwała jednak długo, bo z czasem zakłady zaczęły przekazywać na zespół coraz mniej pieniędzy. Finał tej historii byłby w sumie prosty do przewidzenia, gdyby nie jeden szczegół. Otóż socjalistyczny moloch, przez złe zarządzanie i trudne reguły – a raczej ich brak – w dobie raczkującego w Polsce kapitalizmu, wyzionął ducha. Budynki należące do Poznańskiej Fabryki Maszyn Żniwnych jeszcze stoją, choć ona sama dawno już nie istnieje. Zniknął PRL, zniknęły PGR-y, zniknęła fabryka, więc zniknęło też boisko. Dziś w miejscu, gdzie kiedyś rozgrywano mecze, znajduje się dyskont spożywczy.
Ocalał tylko jeden element tej gigantycznej układanki. Przemysław. A żeby być już w stu procentach dokładnym, to wytrwały kibic odnajdzie jeszcze coś, co łączy przeszłość z teraźniejszością. To bramki znajdujące się na nowym boisku, które zostały przez piłkarzy zabrane z niszczejącego obiektu i ponownie osadzono je w ziemi w innej lokalizacji.
Nowe czasy, nadeszła nowa era.
Przemysław Poznań przetrwał dzięki jednemu człowiekowi. Marek Stolarczyk, który na początku lat dwutysięcznych zachęcał młodzież do gry w piłkę, trafił wreszcie do Przemysława ze swoją drużyną juniorów i zaczął trenować pod jego szyldem. W praktyce były to dwa odrębne byty. Seniorzy trenowali w Miejskim Zakładowym Klubie Sportowym, piłkarze Stolarczyka – w powołanym przez niego Młodzieżowym Klubie Sportowym. Gdy władze tego pierwszego miały już serdecznie dość prowadzenia jakiejkolwiek działalności sportowej a zespół szorował po dnie Klasy B, postanowiono połączyć siły. Wszyscy zawodnicy MZKS-u przeszli pod skrzydła ekipy Stolarczyka. W sezonie 2004/05 zaczęła się mozolna odbudowa pozycji Przemysława w stolicy Wielkopolski.
Odbywało się to wszystko nie byle gdzie. Bramki stanęły na Osiedlu Rataje. Między blokami z wielkiej płyty i linią nowoczesnych apartamentowców, z której okien ich mieszkańcy mogliby śledzić większość spotkań, o ile oczywiście znaleźliby trochę wolnego czasu. I jeśliby tylko gałęzie drzew nie przesłaniały widoku, ale zawsze – słysząc rozpoczynający zawody gwizdek sędziego – można przecież wyjść przed dom i zasiąść na kameralnej trybunie stadionu Przemysława. – Mieszkam w tej bramie – pokazuje ręką Tomasz Kapturzak, prezes klubu. – To boisko powstało metr po metrze i zawsze było za małe. Kiedyś kończyło się na linii pola karnego. Dalej rosły chaszcze. Dawno temu te tereny należały do gazowni. Tu gdzie dziś jest ścieżka rowerowa, podjeżdżały pociągi Kolei Średzkiej. Cysterna za cysterną. Jestem pewien, że pod murawą znajdują się pozostałości drogi dojazdowej dla ciężarówek, którymi dowożono ładunki na stacje. Te wszystkie nierówności nie wzięły się z niczego – wspomina tajemniczo. Ile w tym prawdy? Pewnie większość. Nie będziemy przecież rozkopywać murawy, żeby udowodnić, że Przemysław jest klubem, którego stadiony mogą posłużyć za mapę dla pełnych wrażeń turystów, czerpiących przyjemność na poły z historii wielkich aglomeracji, na poły z miejskich legend.
Wymiary boiska, o których wspomina prezes Przemysława, rzeczywiście są bolączką dla piłkarzy z zespołu seniorów. O ile młodzież może tu rozgrywać swoje mecze, to dla pierwszej drużyny plac gry jest za mały. Musi ona walczyć o punkty w roli gospodarza przy Gdańskiej 1. Na sztucznej murawie, ale też w równie ładnej okolicy. Przechodząc przez uliczki pełne urokliwych knajpek, po pięciu minutach marszu, idąc mostem nad Cybiną, dotrzecie do Bazyliki Archikatedralnej świętych apostołów Piotra i Pawła. Trudno oprzeć się wrażeniu, że nikt nie miał takiego szczęścia i nieszczęścia w doborze boisk, jak właśnie Przemysław Poznań.
-Chcielibyśmy, aby pierwszy zespół zagrał jeszcze kiedyś na Ratajach – mówi Kapturzak. – Po pierwsze, brakuje nam jednak kilku metrów terenu do wymiarów licencyjnych. Po drugie, co jest najistotniejsze w naszej sytuacji – powinna tu zostać położona sztuczna murawa. Wtedy treningi, a jest ich 43 w tygodniu, licząc wszystkie grupy wiekowe, zdołalibyśmy tutaj zmieścić. Zejdźmy jednak na ziemię. Ta inwestycja, bez pomocy miasta, czy ministerstwa sportu, jest nierealna dla klubu z V ligi.
Jest lepszy od Barczaka
Legendarny Hieronim Barczak zapisał się w historii Lecha Poznań, ale jego gra w Przemysławie, była wyłącznie epizodem. W klubie jest natomiast piłkarz, który rekordy Barczaka, dawno już pobił. Nie w Lechu, ale właśnie na Ratajach. 46-letni już dziś Robert Ciapa pamięta czasy, gdy klub zmieniał swoją prawną tożsamość. Jest jedynym aktywnym zawodnikiem, który z MZKS-u przeszedł do MKS-u. Przy okazji zaliczył występy w nieistniejących już dziś Sanie Poznań i Admirze Teletrze. Żywa legenda poznańskich klubów i przy okazji futbolowa skarbnica wiedzy.
Ciapa zawyża średnią wieku, czego absolutnie nikt nie ma mu za złe. Co więcej, każdy życzy mu, aby grał jak najdłużej. W drużynie seniorów dominują piłkarze urodzeni po dwutysięcznym roku. Młodsi a juniorów jest ponad dwustu, będą wkrótce dobijać się do pierwszego składu. Wszyscy z nich posmakowali już treningów na boisku, które przez długie lata, po tym jak zaprzestano tu produkcji gazu ziemnego, zamieniło się w sportowy ośrodek z prawdziwego zdarzenia.
Jedyne czego w tym wszystkim żal, to Przemysła Pierwszego albo jego syna. Ktoś kto wymyślił nazwę klubu, odrobinę się pomylił. Trudno nawet rozstrzygnąć, którego z książąt wielkopolskich miał na myśli. Ci, którzy więc zbudowali Przemysława od podstaw i cały czas o niego dbają, mogą jednak spać spokojnie w poczuciu dobrze wykonanej pracy.
A wiecie, co w tym wszystkim jest najciekawsze? Otóż stadion, który okalają te stare i te trochę nowsze budynki, za którego plecami mieści się Park Rataj – wymarzone na spacery z najbliższymi miejsce, skąd nieopodal wyruszały kiedyś dostawy gazu w głąb całej Wielkopolski, nie ma nawet swojego adresu. Przy Osiedlu Polan 100 mieści się tak naprawdę stacja benzynowa. Mimo to rywale Przemysława bez problemu docierają na miejsce. Jeśli po przeczytaniu tego tekstu, będziecie chcieli zobaczyć nierówną płytę boiska i wiekowe bramki a przy okazji poznać klub, który nigdy nie był na świeczniku, ale którego zjawiskowości nikt posiadający jakąkolwiek wrażliwość nie jest w stanie mu odmówić, po prostu zadzwońcie pod numer podany w klubowej stopce. Przemysław Poznań wart jest tego, żeby wstąpić w jego skromne progi.
Tekst autorstwa Adama Drygalskiego pochodzi z najnowszej części Skarbów Miasta – Poznań 2020.