Powrót PKO Ekstraklasy: Ta konstrukcja jest niepewna.

Wraca Ekstraklasa i bardzo dobrze, że wraca. Skończą się mecze retro, wszyscy zapomną o lidze białoruskiej. Przy okazji nie będzie bluzg na trybunach, bo przecież nie będzie komu bluzgać. Redakcje odsapną, bo będzie, o czym mówić i pisać, choć akurat bardziej interesowały mnie historie sprzed kilku dekad z prawdziwymi mistrzami w rolach głównych, niż zabawne perypetie większości naszych ligowców. Ale przyjmuję do wiadomości, że nic tak nie poprawia atmosfery, jak mecz Wisły Płock z Koroną Kielce. Bez ironii. Wierzę, że ten mecz zobaczy sporo osób. W tym pewnie i ja. Ale do rzeczy. Czy naprawdę powinniśmy wracać z piłką nożną?

Nasuwa się kilka pytań, na które nie znalazłem, jak na razie odpowiedzi. To pierwsze, kluczowe. Co takiego zmieniło się w Polsce, że nagle pada decyzja: “Gramy”? Przecież chorych jest więcej niż w momencie, gdy ligi zawieszano. Szczyt zachorowań według prognoz jest przed nami.

Co jeśli koronawirusem zarazi się nie jeden piłkarz a na przykład trzynastu z zespołu X? Czy zespół X będzie musiał grać, czy będzie mógł przełożyć mecz? A może zostanie ukarany walkowerem? Skoro może grać Ekstraklasa, to co z pierwszą i drugą ligą? A są jeszcze niższe szczeble. 

Dogranie tych najniższych poziomów pod koniec lipca jest mało rozsądne. Wielu piłkarzy z Klas A i B, którzy sport definiują – słuszne zresztą – jak rekreację nie jest przygotowanych do gry, co trzy dni, zapewne w wysokich temperaturach (pozdrowienia dla Piotra Ćwielonga). Jednak tu też, śledząc na Twitterze polemikę Zbigniewa Bońka z Maciejem Wąsowskim z Przeglądu Sportowego trudno cokolwiek wychwycić. Od czwartych lig związki mają decydować same, czyli teoretycznie może dojść do kuriozum. Na Mazowszu zagramy a na Ziemi Łódzkiej nie?

Zdaję sobie sprawę, że kluby z wyższych lig, aby przeżyć muszą grać, choć luka w przychodach w postaci dnia meczowego zostanie a pensje piłkarzy zapewne wrócą do poziomu wyjściowego. Zresztą, czemu miałyby nie wrócić? Piast Gliwice odczuje to mniej, Legia Warszawa i Lech Poznań bardziej a Wisła Kraków najbardziej. Życie. 

Ale czy gra jest opłacalna piętro niżej i czy ma ona jakikolwiek sens, poza oczywiście dograniem sezonu do końca? Polsat nie pokazuje wszystkich meczów na żywo, tylko te, na które akurat ma ochotę. Dlaczego więc kibice, dajmy na to, GKS-u Bełchatów mieliby nie obejrzeć do końca sezonu meczu swojej drużyny? Piłka nożna bez kibiców nie ma sensu. Jeśli więc kibic nie będzie mógł obejrzeć większości spotkań swojego klubu, choćby przed telewizorem, to po co to wszystko? Na najniższym szczeblu takie mecze są już typowym przykładem przepalania jakichkolwiek pieniędzy w piecu. Sztuką dla sztuki. No, ale tych lig na razie nikt nie odwiesił.

Jako stary cynik dopuszczam oczywiście wariant, że po dziesiątym maja, krzywa zachorowań nagle wzrośnie i minister zdrowia ogłosi: “Sorry panowie, chcieliśmy żebyście pokopali piłkę, ale wiecie…” Wtedy wszystkie te dywagacje trafi szlag. Nie mam też pojęcia, jak zachowają się władze ligi, gdy piłkarze zagrożonego spadkiem zespołu na dwie godziny przed meczem stwierdzą, że bolą ich głowy… Nieszczęścia przecież chodzą po ludziach a koronawirusa można złapać wszędzie. Chodzimy w maseczkach, stosujemy dwumetrowe odstępy. Dlatego szczerze mówiąc, nie wiem, czy powrót Ekstraklasy ma sens. Chciałbym, żeby piłkarze wrócili do gry, ale w tym planie widać słabe punkty.

Polecane wpisy