
Bem, Koniarek, Pieda, Szymborski, Szymkowiak – Hetman Katowice przez 98 lat istnienia odkrył dla polskiego futbolu pięciu wybitnych piłkarzy. Powiecie, że mało? Jak na lokalny, momentami wręcz rodzinny klub, to całkiem niezły wynik. Pytanie, czy będą kolejni?
-Trenuje u nas ponad siedemdziesięcioro dzieciaków – mówi Krzysztof Śladek, obrońca Hetmana i trener jednej z grup młodzieżowych. – Mamy chłopców z domów dziecka, są też tacy, których rodzicom się nie przelewa. Miesięczna składka wynosi dwadzieścia złotych. I nie od wszystkich ją egzekwujemy. Mamy takie założenie, że chcemy te dzieciaki wychować na porządnych ludzi. Z bożą pomocą, może uda się także na porządnych piłkarzy.
Byłe gwiazdy i młode nadzieje łączy jedno. Pochodzenie. Hetman jest typowo lokalnym klubem. Nie szuka piłkarzy po świecie. Uczy grać w piłkę tych z sąsiednich bloków.
Henryk Szymborski – przystojniak z Dąbrówki.
Urodzony na Dąbrówce, prawdziwą karierę zrobił z Łodzi. Do Hetmana (wówczas KS 22 Dąbrówka) trafił z TuS-u Bogucice i w latach 1945 – 1950 reprezentował jego barwy. Z ŁKS-em Łódź zdobył pierwsze dla klubu mistrzostwo Polski. W barwach Rycerzy Wiosny grał przez trzynaście lat, z krótką przerwą na powołanie do wojska a co za tym idzie występy w Legii, gdzie po roku, przez Opole, wrócił na aleję Unii. Powrót mógł być szybszy, ale epizod w Odrze, mimo iż drugoligowej, był dla piłkarza bardziej opłacalny, niż gra w łódzkim pierwszoligowcu.
Napastnik ŁKS-u cieszył się ogromnym powodzeniem u kobiet. Podobno był obiektem westchnień wielu koszykarek i tenisistek, natomiast nie do końca mógł poszczycić się przychylnością prasy. Gdy po wygraniu ligi w 1958 roku, przedłużył sobie urlop, lokalne gazety drwiły z klubowych władz i zachęcały do zakupu kapeluszy, aby pięknie ukłonić się swojemu piłkarzowi, gdy ten wreszcie zjawi się na treningu.
Tu po raz kolejny dała o sobie znać natura Szymborskiego, który równie dobrze, co grać, umiał liczyć pieniądze. Krnąbrnego amanta mieli w Łodzi powoli dość, ale ostatecznie nie udało się znaleźć godnego zastępcy i po przegranej z Cracovią 1:2, blondwłosy snajper wrócił na boisko.
Poza Łodzią kariery w zasadzie nie zrobił, choć patrząc na liczby można się dziwić, że nie chciano go zatrzymać w Legii. W 21 meczach strzelił 17 goli. W kadrze Polski zagrał sześć razy. Klasę piłkarską Szymborskiego nie do końca doceniano też w rodzinnych stronach. Górnicze kluby płaciły znacznie lepiej, niż włókiennicze, ale ani w Górniku, ani w Ruchu dla Szymborskiego miejsca nie było.
Zygmunt Pieda – australijski hetman.
Zygmunt Pieda był podporą drugiej linii Ruchu Chorzów, ale dołączył do zespołu w dość trudnym czasie dla polskiej piłki. Był to okres gdzie ochoczo zmieniano nazwy klubów, aby kojarzyły się z resortami, wymyślano też mniej lub bardziej ekscentryczne przepisy. GKKF wprowadził na przykład wytyczną, aby numerowanie koszulek zawodniczych od 1 do 13 miało związek z ich pozycjami. Można to było zrozumieć w przeciwieństwie do… zawieszenia rozgrywek ze względu na Igrzyska Olimpijskie w Helsinkach. Gdy ligę odwieszono, postanowiono ją podzielić na dwie grupy.
Ten dziwny sezon Ruch, zwany wówczas Unią, z Piedą rozpoczął w kratkę – 0:1 z Cracovią, 4:1 z Lechią Gdańsk i aż 0:5 z Polonią Warszawa. W czwartym meczu z AKS-em Chorzów, Unia odniosła cenne zwycięstwo, na co złożyła się stanowcza postawa i ambicja całej drużyny. Klasą dla siebie był Zygmunt Pieda, który strzelił dwie bramki.*
Od Piedy zaczęła się też gigantyczna zadyma w meczu z Polonią, kiedy pomocnik Niebieskich został brutalnie wycięty w polu karnym przez Serafina. Rywal wyleciał z boiska z czerwoną kartką, ale oddajmy też sprawiedliwość warszawiakom, którzy twierdzili, że przez cały czas byli przez chorzowian prowokowani. Dziwić też może przedłużenie meczu aż o dziesięć minut, jeszcze przed całym zajściem, przy stanie 3:2 dla Czarnych Koszul. Po zakończonym remisem 3:3 meczu, na obie drużyny spadły srogie kary. Pieda dostał siedem meczów zawieszenia. Jego rywal musiał pauzować rok. Niebiescy wygrali swoją grupę i w finale rozgrywek pomyślanym jako dwumecz, już bez Piedy, w powtórzonym spotkaniu pokonali Polonię Bytom aż 7:0. Co ciekawe, w obawie przed zadymami, prasa finał rozgrywek ligowych awizowała… jako mecz towarzyski. W rewanżu było 0:0.
Następny sezon, choć zakończony również zdobyciem mistrzostwa Polski, nie był już dla Zygmunta Piedy udany. Po odbębnieniu kary, piłkarz pełnił już co najwyżej rolę rezerwowego i po zakończeniu ligi dostał powołanie do wojska i przeniósł się do Warszawy.
Z Piedą w roli kapitana Legia sięgnęła po swoje pierwsze w historii mistrzostwo i pierwszy w historii polskiej piłki dublet! Prowadzona przez Janosa Steinera drużyna, składała się z samych gwiazd ligi. Szymkowiak, Kempny, Pol, Brychczy, że tylko wspomnimy o tych najbardziej rozpoznawalnych. Pieda zagrał we wszystkich meczach sezonu, jednak gry w kolejnym w barwach warszawskiej jedenastki kategorycznie odmawiał. Po odbyciu służby wojskowej wrócił do siebie. Do Ruchu.
Po dwunastu latach gry w polskiej lidze, postanowił ruszyć po przygodę i prawdziwe pieniądze. Życie rzuciło go do Cracovii, jednak nie tej rozgrywającej swoje mecze przy ulicy Kałuży, ale w Australii. W barwach polonijnego klubu z Perth wygrał ligę stanową. Do Polski już nie wrócił.
Bernard Bem – król Chorzowa
Bernard Bem (do 1947 używał niemieckojęzycznej formy nazwiska – Boehm) zdobył z Ruchem dwa mistrzostwa – w 1960 i 1968 roku. Od małego kibicował Niebieskim, aby po trzynastu latach gry z „eRką”, samemu stać się idolem kibiców. Z Ruchem związał się „dożywotnim” kontraktem. Po zakończeniu kariery był kierownikiem drużyny, do dziś jest witany z honorami przez kibiców z ulicy Cichej.
W latach sześćdziesiątych mistrzowski skład oparty był na graczach z regionu. „Dziesięciu w Chorzowie, dwóch w Szopienicach – Dąbrówce Małej (Bem i Pieda), jeden w Katowicach i jeden w Wielkich Hajdukach. „W szatni gadaliśmy po śląsku, nie było jakiegoś odstępstwa, ze ktoś tam mówił inaczej, ale jeden z drugiego się nie śmiał. Jak ktoś mówił bardzo wyraźnie po literacku i próbował po polsku mówić ą i ę to były uśmieszki i wtedy się śmialiśmy.”*
Bem był piłkarzem uniwersalnym, mógł grać wszędzie oprócz bramki, co zresztą w tamtych czasach nie było rzadko spotykanym wyjątkiem.
Edward Szymkowiak – Opoka
Legenda Polonii Bytom, Legii Warszawa, reprezentacji Polski i, o czym pewnie nie wszyscy wiedzą, Hetmana Katowice! Szymkowiak urodził się oczywiście na Dąbrówce Małej. Sam nauczył się bronić.
Początkowo łączył treningi piłkarskie z bokserskimi. Jednak, gdy po jednej z jedenastu stoczonych walk wrócił do domu z podbitym okiem, samotnie wychowująca go matka, powiedziała „dość!” i „Tirtik” skupił się wyłącznie na futbolu. Okoliczności śmierci ojca Szymkowiaka nie są do końca znane. Historia polskiego policjanta, który w 1939 roku dostał się do radzieckiej niewoli urywa się w Starobielsku…
Wielka kariera Szymkowiaka rozpoczęła się w Ruchu Chorzów, jednak do galerii sław Niebieskich raczej mu dalej, niż bliżej, mimo zdobytego z nimi mistrzostwa kraju. W Chorzowie jego nauczycielami byli Teodor Peterek i, inna legenda bramki, Spirydion „Spirytus” Albański. Co ciekawe, Ruch złożył mu propozycję powrotu do klubu, po tym jak rozstał się z Legią, ale bramkarz wybrał Polonię i do tej pory jest największą legendą bytomskiego klubu.
Szymkowiak przybył na Łazienkowską w 1953 roku z GWKS-u Bielsko, gdzie najpierw odbywał służbę wojskową. W pierwszym swoim sezonie w stolicy, jego Legia niczego wielkiego nie zwojowała. Zaledwie piąte miejsce w lidze legionistów oznaczało pożegnanie z klubem dla ówczesnego trenera, Wacława Kuchara.
Jego talent rozkwitł przy Gyuli Grosicsie, jednym z najlepszych bramkarzy świata, z którym dwukrotnie był na zgrupowaniu. Węgier nie raz podkreślał, że największym atutem Szymkowiaka jest fenomenalny refleks. Krytycy z kolei zwracali uwagę na braki w wyszkoleniu, co w przypadku samouka musiało dać się zauważyć. Bramkarzowi nie przeszkodziło to jednak obronić rzut karny w meczu Legii z Honvedem wykonywany przez Ferenca Puskasa.
Już w barwach bytomskiej Polonii, w meczu decydującym o mistrzostwie Polski z Górnikiem Zabrze, Szymkowiak obronił aż trzy jedenastki. Pojedynki z nim przegrywali Pol, Lentner i Wilczek.
Zdobył pięć tytułów mistrza Polski i dwa Puchary Polski. W kadrze narodowej rozegrał 53 spotkania.
Czterokrotnie był laureatem plebiscytu Złotych Butów Katowickiego Sportu (1957, 1958, 1965, 1966). Jego amuletem były niewyprane, dziurawe skarpetki, bez których nie wchodził do bramki, czym potwierdził przy okazji krążące do dziś opinie o bramkarzach i lewoskrzydłowych.
Marek Koniarek – strzelec wyborowy.
Bywa że Koniar, wpadał do klubu którego jest wychowankiem nawet kilka razy w miesiącu. Nie była to może oznaka bezgranicznej miłości, jaką darzył Hetmana, tylko zbieg okoliczności. Otóż, gdy Hetman będąc na swoim, przestał być jednocześnie gospodarzem obiektów przy Siwka 6 a terenem zaczął zarządzać OSiR, na boisku zaczęło trenować – jak mawiają klubowi działacze – „pół Katowic”. W tej połowie jest też wówczas drugoligowy Rozwój, którego Marek Koniarek był trenerem.
Koniarek rozpoczynał grę w Hetmanie w 1973 roku, kiedy klub występował pod nazwą Instal. Znany jest jednak głównie z występów w GKS-ie Katowice i Widzewie Łódź, z którym zdobył mistrzostwo Polski i został królem strzelców. Co więcej, mimo niezbyt imponującej liczby gier przy al. Piłsudskiego w Łodzi, dzierży tytuł najlepszego strzelca wszech czasów Widzewa. Koniarek meldował się na boisku w widzewskich barwach „zaledwie” 106 razy. W tym czasie aż 65 razy trafiał do siatek rywali. Boniek i Smolarek mogą tylko pozazdrościć. Dodajmy też, że Koniar, gdy trafiał do Widzewa, nie był już napastnikiem pierwszej młodości. Miał trzydzieści lat.
Mimo świetnej skuteczności, nigdy nie dostał prawdziwej szansy na zaistnienie w reprezentacji. Próbowano go w dwóch meczach towarzyskich. Zdobył w nich jedną bramkę, w wygranym 1:0 spotkaniu z Irlandią (12.11.1986).
Po zakończeniu kariery piłkarskiej, wrócił na ulicę Siwka w roli trenera, gdzie krótko w 2012 roku prowadził Hetmana w A-klasie. W klubie trenowało też jego dwóch synów.
Kto następny?
-W zasadzie odkąd pamiętam panuje tu rodzinna atmosfera, jesteśmy drużyną dobrych znajomych – mówi obecny kapitan Hetmana, Łukasz Szyszka. – Chcielibyśmy zachować niepowtarzalny charakter tego miejsca, klubu ludzi z kilkunastu najbliższych bloków – dodaje Łukasz Pisarek, piłkarz i wnuk prezesa. – Nie jest to łatwe, bo nic co znajduje się na stadionie nie jest już w zasadzie nasze. Kiedyś dostępu do posesji bronił pies. Był i dzielnym brytanem i maskotką. Ale kiedy władzę nad obiektem przejęli urzędnicy, pies musiał zniknąć. Dziadek zabrał go do domu.
Nie jest do końca pewne, czy nowa gwiazda ligi, mimo iż zostanie odkryta przy Siwka, będzie akurat wychowankiem Hetmana. Być może jednej z kilku trenujących tu szkółek. Z drugiej strony, rachunek prawdopodobieństwa wskazuje, że w klubie objawia się talent średnio raz na dwadzieścia lat. Kolejne odkrycie powinno więc nastąpić lada moment.
Autor: Adam Drygalski. Tekst pochodzi z Sagi Śląskiej (wyd.2019), którą kupisz w naszym sklepie.